-Karou,wstawaj! Nie denerwuj mnie.-powiedział Justin próbując zachęcić mnie do wstania z łóżka. Stanęłam obok łóżka na 5 sekund po czym znowu się położyłam.
-Zadowolony?-burknęłam.
-Tak.-powiedział ironicznie,wstał,wziął paczkę papierosów z szafki i wyszedł do łazienki.
Czy on nie może po prostu powiedzieć,żebym wstała,ubrała się,zjadła śniadanie,o 11,ale zawsze to śniadanie,tylko zawsze musi mówić w ten dziwny sposób...pomyślałam.
-Chodź tu !-krzyknął Jus.
-Nie chce mi się.-mruknęłam.
-Leń.-powiedział.
-Dobra dobra,idę.-powiedziałam zgaszonym głosem i przymrużonymi oczami.-Czego?
-Tego.-powiedział i pocałował mnie namiętnie w usta.Przerodziło się to w coś więcej.
-Jesteś taki wspaniały.Przy tobie czuję się taka bezpieczna.Jestem tylko niewinną dziewczyną,a Ty takim poważnym facetem.A co ważniejsze,moim facetem.-powiedziałam.
-Jesteś taka wspaniała.Przy obie czuję się taki bezpieczny. Jestem tylko niewinnym chłopcem,a Ty taką poważną kobietą. A co ważniejsze,moją kobietą.-powtórzył Jus. I tak wtuleni w siebie spędziliśmy cały poranek <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz